,

ONI NIE BALI SIĘ KOCHAĆ

W katedrze w Münster wisi krzyż, który ocalał po bombardowaniu w czasie II wojny światowej. Postać Chrystusa straciła jednak obie ręce. Gdy odrestaurowywano krzyż, artysta na poziomej belce wypisał niezwykle wymowne zdanie: „Nie mam już swoich rąk, mam tylko twoje ręce…”.

Takie właśnie słowa Jezusa nosił w swoim sercu mieszkający w Markowej pod Łańcutem Józef Ulma. Nie bez przyczyny miał w osobistym egzemplarzu Pisma Świętego zaznaczoną na czerwono „Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie”.
W tym klimacie żył on sam, jego żona Wiktoria i cała rodzina. W jakich okolicznościach podkreślił „Miłosiernego Samarytanina” w swojej Biblii? Tego nie wiemy… Może był to moment, gdy słysząc pukanie do drzwi poszukujących schronienia Żydów, podjął wraz z żoną decyzję o udzieleniu im pomocy? A może któraś z późniejszych chwil, kiedy
z troską patrzył na szóstkę swych dzieci, bawiących się na podwórku i myślał, że wszyscy, nawet półtoraroczna Marysia
i maleństwo, które jeszcze się nie urodziło, bardzo ryzykują, udostępniając strych domu ośmiu potrzebującym osobom?

Dzisiaj, 10 września 2023 roku, w parafii św. Doroty w Markowej niedaleko Łańcuta ma miejsce niecodzienna uroczystość – beatyfikacja całej dziewięcioosobowej rodziny Ulmów, którzy realizując swoje chrześcijańskie powołanie, wiarę wyznawaną ustami, przypieczętowali męczeńską śmiercią, zadaną przez niemieckich żandarmów 24 marca 1944 roku.

Oni... nie bali się kochać. Kim byli? Zwyczajni-niezwyczajni, mieszkańcy niewielkiej podkarpackiej wsi, cieszący się poważaniem sąsiadów i umiejący życzliwość odwzajemniać. Józef Ulma, człowiek wielkiej wiary, zajmował się sadownictwem, pszczelarstwem i hodowlą jedwabników, ale szerokie zainteresowania sięgały aż po fotografię, która stała się jego największą pasją. Wiktoria, żona Józefa, chętnie angażowała się w życie społeczne i grała w teatrze wiejskim,
a przede wszystkim opiekowała się domem. W dniu egzekucji razem z rodzicami zginęło siedmioro dzieci: Stasia (8 lat), Basia (7 lat), Władek (6 lat), Franek (4 lata), Antek (3 lata), Marysia (1,5 roku) oraz to, którego płci nie znamy, gdyż
w dniu śmierci Wiktoria nosiła je jeszcze pod sercem.

Z pewnością chcieli żyć... Chcieli cieszyć się szczęściem swojego domu. Józef dalej „zamykałby” w fotografiach widok dorastających dzieci, a Wiktoria uczyłaby je domowych prac. Jednak ponad tym pragnieniem radości rodzinnej postawili heroiczną służbę potrzebującym. W Bożych planach nie ma przypadków, warto wiec się zastanowić, dlaczego właśnie teraz, w dobie konsumpcyjnego świata, kiedy człowieka często interesuje tylko własne „ja” i to, co służy jemu samemu (ewentualnie może jeszcze najbliższym), Bóg daje nam takich nowych orędowników i wzór do naśladowania. Święty Jan Paweł II podczas beatyfikacji bł. Karoliny Kózkówny powiedział: „Czyż święci są po to, ażeby zawstydzać? Tak. Mogą być
i po to. Czasem konieczny jest taki zbawczy wstyd, ażeby zobaczyć człowieka w całej prawdzie. Potrzebny jest, ażeby odkryć lub odkryć na nowo właściwą hierarchię wartości”.

Dzisiaj na szczęście nie żyjemy w Polsce w rzeczywistości wojennej i oczywiście nie chodzi o to, abyśmy niepotrzebnie wystawiali na ryzyko swoje życie, a szczególnie życie najmłodszych. Jednak konieczne jest obudzenie w chrześcijańskich sercach „wyobraźni miłosierdzia”. Jeżeli tej wyobraźni będzie nam brakować i nie spojrzymy na ludzi wokół siebie wzrokiem Chrystusa, jeśli nie zburzymy murów i nie zaczniemy budować mostów, nasz świat jeszcze bardziej „wyblaknie”, bo tylko prawdziwa ofiarna miłość może nadać życiu sens.

Na koniec jeszcze jedna refleksja. Dom Ulmów nie był jedynym w Markowej, a tym bardziej w całej Polsce, domem,
w którym ukrywano Żydów. Być może ktoś z Czytelników zastanawia się, ilu mieszkańców wsi po egzekucji rodziny Józefa
i Wiktorii zrezygnowało z udzielania pomocy potrzebującym. Otóż... najprawdopodobniej nikt. Od grudnia 1942 roku schronienie we wsi znalazło 29 Żydów. Do wyzwolenia przetrwało 21. Ośmiu zginęło wraz z rodziną Ulmów. Mimo obawy
o własne życie, ci ludzie realizowali piękne hasło: „Odważny to nie ten, kto nie odczuwa strachu, ale ten kto wie, że istnieją rzeczy ważniejsze niż strach”. Chrześcijanin musi być człowiekiem odważnym albo... przestaje być chrześcijaninem. Heroiczne decyzje nie będą udziałem wszystkim, jednak troska o prawdziwe wartości w naszej codzienności dotyczy każdego. Bądźmy więc tymi, o których ktoś pomyśli lub powie: „Oni nie boją się kochać”. Czytajmy często „Przypowieść
o miłosiernym Samarytaninie” – Łk 10, 25-37 – i użyczajmy Chrystusowi naszych rąk, nóg, oczu, a przede wszystkim serca.

 

 

Małgorzata Sar

do góry